Świetnie rozpoczął się ten sezon dla Roberta Lewandowskiego. Polak notował gole, a nawet całe hat-tricki w meczach w klubie oraz dorzucał bramki dla kadry Polski. Po mniej miesiącu gry przyszedł jednak przestój w snajperskich osiągnięciach „Lewego”. Ponad 400 minut bez bramki zostało jednak przerwane dwoma spotkaniami w ramach Eliminacji Mistrzostw Świata 2018. W pojedynkach z Danią i Armenią, gwiazda Bayernu Monachium była zdecydowanie najlepszym piłkarzem na boisku.
Drugie starcie w ramach Eliminacji, czyli pojedynek z Danią rozpoczęliśmy bardzo dobrze. Całej ekipie przyświecała myśl, aby nie dopuścić do sytuacji z meczu z Kazachstanem, kiedy łatwo wyszliśmy na prowadzenie, a później w głupi sposób je straciliśmy.
ZAREJESTRUJ SIĘ I TYPUJ ZAKŁADY NA ŻYWO
Już w 20. minucie pierwszą bramkę zaliczył… oczywiście Lewandowski. Później napastnik wykorzystał rzut karny i wyprowadził naszą drużynę na dwubramkowe prowadzenie. Na początku drugiej połowy Lewy skompletował hat-trick i wydawało się, że zły sen z Kazachstanu został już zupełnie zapomniany. Jednak nic bardziej mylnego. Błąd Glika, który wbił piłkę do własnej bramki i gol Poulsena z 69. minut doprowadziły do kolejnej nerwowej końcówki. Na szczęście kadrze Adama Nawałki udało się dowieźć wynik 3:2 do ostatniego gwizdka.
Po zwycięstwie z teoretycznie najsilniejszą w naszej grupie Danią, spotkanie z Armenią miało być już tylko formalnością. Rywale kilka dni wcześniej przegrali z Rumunią na swoim terenie 0:5 i ulegli także 0:1 Danii w pierwszym starciu Eliminacji.
Wtorkowe starcie może nie rozpoczęło się od razu od deszczu bramek, ale nasz zespół i tak szybko wyszedł na prowadzenie… Już w 30. minucie naszych graczy było na boisku więcej, bowiem na czerwoną kartkę „zapracował” sobie Gael Andonian. Choć kibice i tak dziwili się, że po pół godziny nie strzeliliśmy jeszcze gola, to po zejściu z murawy zawodnika oponentów, wszyscy byli pewni, że teraz bez problemu rozbroimy Armeńczyków.
Niestety, w pierwszej połowie żadnej ze stron nie udało się trafić do siatki rywali i na gola czekaliśmy do 48. minuty. Wtedy dośrodkowanie wykorzystał Robert Lewandowski, który skierował piłkę w stronę bramki. Futbolówka odbiła się jednak o nogę jednego z przeciwników i choć padł gol, to został on zapisany w statystykach jako trafienie samobójcze.
Już kilka minut później niefrasobliwość naszych zawodników zaowocowała wyrównaniem wyniku przez Armeńczyków. Horror z Kazachstanu znów przypomniał się wszystkim kibicom… Atmosfera robiła się coraz bardziej nerwowa, bowiem na remis graliśmy aż do 95. minuty. Wtedy w ostatniej akcji meczu swój kunszt ponownie pokazał RL9. Napastnik wykorzystał dośrodkowanie ze stałego fragmentu gry i głową skierował piłkę do bramki rywala.
Cała Polska ucieszyła się z tego rozstrzygnięcia, ale sam Robert Lewandowski zachował trzeźwość umysłu i jeszcze po meczu wyjaśniał dziennikarzom, że ani on, ani tym bardziej cały zespół, nie mają zbyt wielu powodów do radości. Trzeci mecz z rzędu naszej kadry kończył się w nerwowej atmosferze, mimo gry z bardzo słabym (teoretycznie) przeciwnikiem.
„Mecz mógł się różnie potoczyć. Rywale mieli przecież kilka groźnych sytuacji. Bez walki i zaangażowania nie da się wygrywać. Nie stać nas jeszcze na to, żeby cały mecz rozgrywać spokojnie. Zawsze musimy grać na 100 %. Powinniśmy zaliczyć wcześniej dwie, trzy bramki i wtedy moglibyśmy grać spokojnie.” – komentował wyraźnie niepocieszony Lewandowski.
W trzech meczach Eliminacji, Lewandowski zdobył 5 bramek. Gdyby nie zaliczenie pierwszego trafienia z meczu z Armenią jako gola samobójczego, „Lewy” miałby średnio po dwa trafienia w spotkaniu. Forma naszego snajpera na pewno wróciła, z czego cieszy się Bayern Monachium i Polscy kibice. Następny mecz naszej kadry już 11. listopada. Nasi kadrowicze zmierzą się wtedy z Rumunią.
C.S.
Fotografia: www.se.pl